Chciał powiedzieć tej biednej Sandrze Finch, że
postara się jej pomóc ze wszystkich sił, i rzeczywiście zamierzał poruszyć niebo i ziemię, tylko co by to dało? Na pewno nie zmieniłoby niczego w kwestii dziewczynki. - Przynajmniej Irinie nie grozi juz nic ze strony Patsto-na - zauważył Terry Reed. Patston znów wrócił do domu; jedyny zarzut przeciwko niemu dotyczył adopcji. Próbowali teraz dotrzeć do rodziny Georgiu, sąsiadów Patstonów, którzy przebywali na Cyprze, w nadziei, że rzucą nieco światła na stosunki między Tonym a Joanne, ale na razie nic z tego nie wyszło. Reed chciał dobrze. Wszyscy chcieli dobrze, ale źle się do tego zabrali. Patrząc teraz na własne dzieci, Keenan miał ochotę walić pięścią w ścianę. Shipley powoli zaczynała rozumieć, że obsesja jest właściwą diagnozą stanu, który ją dręczy. Bez względu na siłę swoich przeczuć, zawsze dotąd potrafiła rozpoznać, kiedy sprawa była przesądzona, nawet jeśli okazało się, że nie miała racji. Aż do tej chwili. Próbowała, naprawdę próbowała pozbyć się tych myśli, a przynajmniej zepchnąć je do tyłu głowy i poświęcić całą uwagę przypadkowi narkotyków, ale Lynne Bolsover i Joanne Patston po prostu nie chciały się od niej odczepić. I właściwie miała pewne podstawy dla swojej irytacji, zważywszy, że obaj główni podejrzani byli łajdakami. Dla swojej obsesji. Tylko że pewien drobiazg, o którym napomknęła w rozmowie z Keenanem po wizycie u Allbeury'go, a który inspektor wtedy zlekceważył, nadal tkwił jej w tyle głowy, uwierał, przeszkadzał. A jeśli kreujący się na obrońcę uciśnionych kobiet All-beury chce dosięgnąć właśnie tych gnojków, ich mężów? Zabija żony, ratując je w ten sposób od ich strasznej doli, po to, żeby pogrążyć facetów? Patston bił dziecko, nie żonę. Obrońca uciśnionych kobiet i dzieci. A może - Shipley wróciła do tej myśli po kilku godzinach, dłubiąc machinalnie widelcem w jednoosobowej porcji rostbefu, kiedy omnibus „Eastendersów" przetaczał się z piskiem przez niedzielne popołudnie - takich skurwieli było więcej? I więcej niż dwie nieszczęśliwe żony? - Boże! - powiedziała głośno, odsuwając talerz. Znów przypomniała sobie broń, jaką posłużył się morderca pani Bolsover. I to, jak Kirby nazwał ją paranoiczką, gdy powiedziała, że coś tu śmierdzi. Zresztą nikt nie chciał słuchać czegoś tak odjechanego. I bezpodstawnego. A bez oficjalnego wsparcia będzie niesamowicie ciężko przesiać stare