– Zacząłeś pić?
Montoya szedł tuż obok i podsuwał mu tę cholerną kulę. – Jeszcze nie. – Bentz otworzył drzwi. – Ale dzień się jeszcze nie skończył. Rozdział 2 Dentz odsuwał się od niej. O1ivia to wyczuwała. I strasznie ją to wkurzało. Owszem, była też smutna, przyznawała to, pokonując gruntową drogę starym fordem rangerem z trzystoma tysiącami kilometrów na liczniku, z którym niedługo będzie musiała się rozstać. Kochała męża i gdy ślubowała, że będzie z nim na dobre i na złe, mówiła szczerze. Naprawdę w to wierzyła, ale od wypadku... Zahamowała przed skrętem w wiejską drogę, wijącą się wśród bagien, na której końcu stał jej domek, mały bungalow wzniesiony nad rozlewiskiem. Mieszkała w nim z babcią Gin, zanim staruszka wybrała się na tamten świat. Potem przez jakiś czas była sama, następnie wyszła za Bentza i on wprowadził się do domku ukrytego wśród drzew. Przez pewien czas mieszkała z nimi jego córka, choć to akurat wypadło nie tak, jak chcieli. Kristi była już wtedy dorosła i potrzebowała wolności. Ale i tak byli szczęśliwi. Aż do tego cholernego wypadku. Był to nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Piorun uderzył w stary dąb, gruby konar spadł na Ricka i powalił go na ziemię. Mało brakowało, a strzaskałby mu kręgosłup. Wzdrygnęła się gwałtownie na samo wspomnienie ponurych dni, gdy nie wiedziała, czy mąż w ogóle przeżyje. Wybrał życie. Po długiej walce. W tym czasie po raz pierwszy zbliżyły się z jego córką. Trzymały się za ręce, stojąc przy szpitalnym łóżku i słuchając pesymistycznych rokowań lekarzy. Obawiała się, że go straci, była pewna, że tak się stanie. I w tych strasznych chwilach żałowała, że nie mają dziecka, że nie zostanie jej żadna jego cząstka. Może to egoizm, ale nic jej to nie obchodziło. Zobaczyła swoje odbicie w bocznym lusterku. Spoglądały na nią pełne smutku bursztynowe oczy. Nie podobało jej się to. – Więc coś z tym zrób, do cholery! – powiedziała na głos. Nigdy się nie powstrzymywała. Nieraz zarzucano jej wybuchowy temperament, a dokładnie rzecz biorąc, robił to Bentz. Kiedy się poznali, nie dawała mu spokoju, zgłosiła morderstwo, które widziała w wizji. To go zaskoczyło. Początkowo jej nie wierzył, ale go przekonała. Teraz także musi to zrobić. Skręciła między drzewa i usiłowała nie myśleć o tym, że odkąd Rick się ocknął ze śpiączki, z ich domu zdaje się wyciekać rodzinne ciepło. Stał się innym człowiekiem. Nie do końca oczywiście, ale coś się zmieniło. Początkowo brak czułości z jego strony odbierała jako oznakę przygnębienia. Najważniejsze, żeby wydobrzał. Ale nic się nie układało po jej myśli. W miarę upływu tygodni i powrotu sił wyczuła w nim rozczarowanie. Powtarzała sobie, że to się zmieni, gdy tylko wróci do pracy, którą tak kochał, i ponownie zajmie się rozwiązywaniem spraw o zabójstwo. Jednak z czasem zaczęła się martwić. Choć nieraz rozmawiali o dziecku, Ricka interesowało to coraz mniej. Bentz zawsze był namiętny; nie tak gorący jak jego partner, Montoya, ale wytrwały, odważny i stały w uczuciach. W łóżku był oddanym kochankiem, rozkosz czerpał również z zaspokajania partnerki. Ale to się zmieniło. Ani przez chwilę nie wątpiła, że nadal ją kocha. Ale zamiast z upływem czasu nabierać głębi, ich związek tracił świeżość. Nie wiedziała, jak to inaczej nazwać. I bardzo jej się to nie podobało. Opuściła ochraniacz przeciwsłoneczny. Słońce kładło się jasnymi plamami na zacienionej szosie. Dziki królik przemknął przez jezdnię i ukrył się w zaroślach. O1ivia nawet go nie zauważyła. , Ich związek potrzebuje świeżej krwi. A raczej jej mąż potrzebuje starannie wymierzonego kopa w seksowny zadek.