dodał: - To twój domowy komp, nie biurowy?
Allbeury potwierdził i wyraził swą głęboką wdzięczność. - Ten facet wygląda na z lekka nawiedzonego - uprzedził go jeszcze Adam - ale wierz mi, to geniusz. I chociaż decyzja oczywiście należy do ciebie, możesz mu całkowicie zaufać. - Skoro to taki geniusz, skąd wiesz, że znajdzie dla mnie czas? - Bo on mnie kocha. 80 W środę do południa Lizzie miała już za sobą wywiad z jednym z ulubionych nadawców Aleksem Dicksonem z Radio Clyde i dwie pośpieszne sesje podpisywania książek w Glasgow, po czym wsiadła z Susan do pociągu do Edynburga, by spotkać się tam przy lunchu z Johnem Gibsonem z „Evening News". I właśnie wtedy zadzwonił na jej komórkę Christopher: Jack złapał kolejnego wirusa i jest w dość kiepskim stanie. - Nie martw się - powiedziała Susan, gdy tylko o tym usłyszała. - W każdym razie nie o sprawy książki. Zawieziemy cię z powrotem tak szybko, na ile to leży w ludzkiej mocy. Lizzie siedziała naprzeciwko i patrzyła w okno niewidzącym wzrokiem. - Mam nadzieję, że chociaż złapiemy Johna. Nie chciałabym, żeby tam siedział nadaremnie. - Przynajmniej będzie siedział w Caley - zauważyła Susan. - I jest na tyle kochany, że gdy pozna powód, na pewno się nie pogniewa. - Tak... Dziękuję. - Lizzie zabrakło słów na dalszą rozmowę. - Dzwonię do biura. - Susan już przyciskała do ucha telefon. - Im łatwiej będzie zorganizować przeloty i odwołać imprezy. - Znowu... - Lizzie odwróciła się od okna. - Znów wszystko spada na ciebie! - To nie twoja wina. - Susan podniosła palec na znak, że ma połączenie, i zaczęła mówić. Lizzie odchyliła się na oparcie i zamknęła oczy. Wiedziała, że Christopher nigdy nie wszcząłby alarmu, gdyby nie miał poważnego powodu do obaw. Najbardziej zmartwiła się tym, że gdy zapytała, czy Jack chce z nią rozmawiać, okazało się, że śpi. - Śpi czy tak z nim źle? - zapytała, a Christopher przypomniał jej oschle, że gdy chodzi o zdrowie Jacka, zawsze mogła mu ufać. A jednak wiedziała także, że ponieważ była w Szkocji, mąż mógł uznać za bezcelowe napędzanie jej jeszcze większego stracha niż do tej pory. - Lecisz o piętnastej piętnaście - powiedziała Susan. Lizzie otworzyła oczy i spojrzała ze smutkiem na przyjaciółkę. - Tak mi przykro...