Dziewczynki zajęły posłusznie swoje miejsca przy stole, ale
Mikey zacisnął tłuściutkie paluszki wokół paska u spodni taty. - Na rączki, tata! - Nie, Mikey, musisz usiąść w swoim foteliku. — Scott próbował się wydostać z żelaznego uścisku syna, ale bez skutku. Spojrzał błagalnie na nianię. R S - Panno Tyler, czy mogłaby pani...? Nie chcę mu zrobić krzywdy. Willow ukucnęła obok chłopczyka. - Jest na to sposób. - Uśmiechnęła się do pracodawcy, podnosząc na niego wzrok. - Gdy tylko podważy się mały paluszek dziecka, automatycznie rozluźnią się pozostałe. - Posadziła Mikeya w foteliku i postawiła przed nim miseczkę. Sama zajęła się szukaniem płatków śniadaniowych. Celowo odwróciła się plecami do Scotta, by nie dostrzegł rumieńców na jej policzkach. Gdy kucnęła i podniosła ku niemu wzrok, ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Dostrzegła w jego oczach pożądanie, które ją onieśmieliło. Scott pragnął jej! Nie, to niemożliwe, musiała się pomylić! Nie mógł jej pragnąć! Przecież była zwykłą, szarą myszką. Nieciekawą i nudną nianią! Mężczyzna pokroju doktora Galbraitha nie mógł być nią zainteresowany! - Panno Tyler, co pani robi? Amy i Lizzie śmiały się głośno. Nic dziwnego. Jej policzki oblały się jeszcze silniejszym, tym razem już pąsowym rumieńcem. Podczas gdy biła się z myślami, jej ręce nie pozostały bezczynne. Wysypała pół paczki płatków śniadaniowych nie do miski, którą ustawiła na tacy Mikeya, lecz na tacę, a Mikey rozrzucał płatki po całej kuchni, piszcząc przy tym z zachwytu. - O mój Boże! - Willow z przerażeniem zerknęła na szefa. W jego oczach nie widać było ani cienia zainteresowania jej osobą, nie mówiąc już o pożądaniu. Najwyraźniej natura obdarzyła ją bujną wyobraźnią. - Przepraszam - wymamrotała. - Zamyśliłam się. Tak mi wstyd - nie wiedziała, co powiedzieć. - Zaraz posprzątam. R S - Tak, proszę się tym zająć. - Scott odłożył na bok gazetę i obrzucił Willow karcącym spojrzeniem. - Proszę mi wybaczyć, ale muszę zatelefonować. Niedługo wychodzę. Cały dzień spędzę z doktorem Blackiem w przychodni, a później - kontynuował, akcentując każde słowo, jakby recytował wyuczone na pamięć przemówienie - zabieram pannę Moffat na kolację. Proszę poinformować panią Caird, by nie szykowała dla mnie żadnych posiłków. Willow zabrała trójkę swoich podopiecznych nad jezioro. Przebrali się w stroje kąpielowe i w podskokach wbiegli do wody tak podnieceni, że na pewno wystraszyli, wszystkie zwierzęta w promieniu pół kilometra. Willow usiadła na trawie, opierając się o pień drzewa. Choć przyglądała się dzieciom, jej myśli krążyły wokół osoby ich ojca. Dlaczego spojrzał na nią wyzywająco, gdy powiedział, że wieczorem wybiera się na kolację ze swoją szwagierka? Mówił takim dziwnym tonem.