Zerknęła na tablicę, chyba już po raz piąty.
„Charing Cross - 4 minuty". Wciąż czuła lekkie mdłości, serce biło jej jak młotem, no ale w końcu udało jej się uciec. Postanowiła, że nie wróci, jeśli nie będzie pewna, że w domu jest jeszcze ktoś oprócz córek Karoliny, nieważne - Matthew, Sylwia (biedna Sylwia!) czy też ktoś spoza rodziny, niechby nawet Zuzanna... kiedy to ostatnio cieszyła się na jej widok? Może jak Mick już wróci z Irlandii, zaproponuje mu, żeby wynieśli się z Aethiopii. Po śmierci Karo wszystko się zmieniło, atmosfera zrobiła się okropna, nic nie wygląda tak, jak powinno, a teraz jeszcze to... - Ohyda - mruknęła do siebie i poczuła, że stojąca obok kobieta obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem. Ale to było ohydne, ta straszna, obrzydliwa rzecz, którą Imogen usiłowała przed nią ukryć. I te rany na udach... 246 „Nie zrobiłam jej tego". Co właściwie Flic chciała przez to powiedzieć? Izabela potrząsnęła gwałtownie głową, próbując odepchnąć od siebie te myśli. Tamta kobieta zerknęła na nią jeszcze raz i odeszła kilka kroków dalej, odgradzając się od niej kilkoma innymi osobami. Świadomość, że ktoś obcy uważa ją za dziwaczkę, może nawet wariatkę, wywołała na twarzy Izabeli cień uśmiechu. Właściwie w tych okolicznościach nie powinno jej to dziwić... „Charing Cross - 2 minuty". Na peron wciąż napływali nowi pasażerowie. Izabela dość często jeździła w soboty na West End, ale nie pamiętała takiego tłoku - musiała być jakaś dłuższa przerwa w kursowaniu metra. Tłum, który napierał na nią coraz bardziej, zwiększał jej niepokój i wywoływał przyśpieszone bicie serca. Żałowała, że nie poszła na Belsize Park, chociaż pewnie i tam panował tłok, w końcu to tylko jeden przystanek dalej... „Charing Cross - 1 minuta". Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się myśl o domu, rodzinie. O rodzicach, którzy tak się zmartwili, kiedy Izabela im powiedziała, że zamierza wyjechać do Londynu i pracować tam jako au pair, a mimo to poparli jej decyzję, wygłaszając zarazem tysiąc przestróg na temat zagrożeń wielkiego miasta i pracodawców-wyzyskiwaczy. Potem, kiedy poznała Micka, wtedy tylko kelnera, wpadli w taką panikę, jakby się zakochała w mordercy... Gdyby rodzicom zaświtał chociaż cień podejrzenia w związku z tym, co wydarzyło się w ciągu ostatniej doby, pewnie natychmiast przylecieliby do Londynu i wyciągnęli ją stąd za włosy... Wreszcie nadjeżdża pociąg... Znajomy, coraz głośniejszy łoskot... podmuch wiatru... ruch na peronie się wzmaga... Nagle ktoś ją pchnął w plecy. Było to tak niespodziewane, tak gwałtowne, że Izabela krzyknęła i zachwiała się na nogach. Próbowała odzyskać równowagę, ale obcas jej się przekrzywił... Poczuła, że leci do przodu, wiedziała, co nadciąga - słyszała złowrogie dudnienie pociągu, przechodzące w ryk, widziała plamy obcych twarzy, przerażenie w oczach ludzi, otwarte do krzyku usta... Wyciągnęła przed siebie ramiona, dłońmi czepiając się rozpaczliwie powietrza, czyjegoś płaszcza... właściciel się wyszarpnął, Izabela zobaczyła w jego oczach strach, najpierw o siebie samego, ale po ułamku sekundy już o nią. Dopiero wtedy mężczyzna spróbował ją