Spojrzała na przełożoną wzrokiem, w którym było wyraźne, wreszcie wolne od pokory i strachu oskarżenie. Ta poruszyła się niespokojnie.
- Przykro mi, Elizabeth - powtórzyła. - Musisz zrozumieć. Prowadzę szkołę i muszę dbać o dobro wszystkich uczennic. - Rozumiem, siostro. - Liz podniosła się, wyprostowała. - Pieniądz liczy się najbardziej, to on ostatecznie rządzi, prawda? - Zadbam, byś odeszła z dobrym świadectwem. To wszystko, co mogę zrobić. Liz zacisnęła pięści. Właśnie otrzymała surową lekcję, lekcję, którą jej ojciec - niewykształcony robotnik - dawno już pojął. Nie ma równości. Nie ma sprawiedliwości. Nie ma zasad. Pieniądze to władza, za pieniądze kupić można wszystko. Nawet pobożne serce pokornej zakonnicy. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI Santos czekał na windę w Hotelu St. Charles. W dłoni obracał kolejną przesyłkę od Lily, a palce świerzbiły go, żeby otworzyć kopertę i zobaczyć, co jest w środku. Nawet nie próbował specjalnie walczyć z pokusą. Musiał wiedzieć, co Lily ma do przekazania Hope. Musiał wiedzieć, co łączy te kobiety. Tylko wtedy będzie wiedział, jak dalej postępować. Przyjechała winda, wsiadł do kabiny, nacisnął guzik i wsunął kopertę do kieszeni. Tego ranka niemal błagał Lily, żeby odpowiedziała na jego pytania. Odmówiła. Powiedziała tylko, że to ostatni raz, kiedy będzie musiał dostarczyć przesyłkę Hope St. Germaine. To też wydało mu się dziwne. W całej tej historii były same niejasności. Dzisiaj zamierzał dowiedzieć się wreszcie, o co chodzi. Dzisiaj też powie być może Hope St. Germaine, że kocha jej córkę. Być może... Targały nim sprzeczne uczucia. Przyrzekł Glorii, że nie będzie próbował rozmawiać z jej rodzicami, obiecał, że da jej trochę czasu, że poczeka, aż skończy się karnawał. A jednak po tym, co zdarzyło się dwa dni wcześniej, czuł, że nie mogą dłużej czekać. Źle to czy dobrze, przekroczyli kolejną barierę i powinni postawić sprawę uczciwie. Powinni zdobyć się na szczerość i powiedzieć całemu światu, że się kochają. O ile Gloria rzeczywiście go kocha. Winda zatrzymała się, Santos wysiadł i wyminął czekających. Zachowuje się jak ostatni egoista, tak mu spieszno odkryć karty, żeby wreszcie pozbyć się nękających go wątpliwości. Serce zabiło mu mocniej, dłonie zwilgotniały. Bał się. Rozpoznawał dobrze symptomy strachu. Nie bał się Hope St. Germaine, ale jej władzy nad Glorią. Odetchnął i ruszył śmiało w kierunku biura Hope. Spotykał już gorsze niż ona i jakoś potrafił sobie z nimi radzić. Poradzi sobie i z matką Glorii. Czekała już na niego, siedziała za biurkiem. Coś w jej wyrazie twarzy, coś zimnego i przewrotnego, sprawiło, że poczuł ciarki na grzbiecie. Wyszła zza biurka i zapytała: - Masz przesyłkę? - Tak. - Wyjął list z kieszeni. Jak zawsze Hope sprawdziła zawartość i wyjęła z szuflady odpowiedź dla Lily. Santos odebrał kopertę i wpatrywał się w nią pełen niezdecydowania. Czy powinien złamać obietnicę daną Glorii? Przypomniał sobie wszystko, co opowiadała mu o matce. Zastanawiał nad konsekwencjami, na które może ją narazić jednym nieprzemyślanym krokiem. Gloria miała prawo się bać. Powinien uszanować jej obawy. - Masz mi coś do powiedzenia? - zapytała Hope z nieznacznym uśmieszkiem. Spojrzał jej prosto w oczy. - Nie. Schował kopertę i ruszył w stronę drzwi. - Ja wiem - powiedziała cicho. Zamarł z dłonią na klamce, usłyszał jej śmiech. -Tak, Victorze Santos. Wiem wszystko. Spojrzał na nią przez ramię, nie do końca pewny, czy się nie przesłyszał. - Słucham? - Wiem o nieposłuszeństwie mojej córki. I nie jestem zachwycona. Santos odczuł niedowierzanie, potem zaskoczenie, wreszcie ulgę. Wszystkie te uczucia owładnęły nim w jednej chwili. Powoli odwrócił się do Hope. - Nie próbuj udawać głupiego ani zaprzeczać. Mam dowody. - Nie zamierzam zaprzeczać - odparł. - Cieszę się, że pani wie. - Doprawdy? - Uniosła lekko brwi. - Chcesz się ze mną zmierzyć? - Być może. Zaśmiała się ponownie. - Biedny chłopiec. Zdrowo zawróciła ci w głowie, prawda? Skądinąd wcale się nie dziwię. Santos zacisnął pięści. Nie chciał pytać, co to ma oznaczać. - Jak się pani dowiedziała? - Od Glorii, ma się rozumieć. Ona w końcu zawsze wszystko mi mówi. Myśli, że wyprowadzi mnie z równowagi. Kiedy się ze mną kłóci, potrafi wykrzyczeć wszystkie swoje sprawki. Wczoraj wieczorem było tak samo. Santos poczuł się tak, jakby ktoś zdzielił go w głowę. - Nie wierzę. Ja i Gloria... - Kochacie się - rzuciła z kpiną w głosie. - Zależy wam na sobie, tak? - Tak. Pokiwała głową z politowaniem. - Nic nie znaczysz dla mojej córki, Victorze. Nic. Myślę, że w głębi duszy świetnie o tym wiesz. Ogarnęła go furia, przestał się bać, zapomniał o ostrożności. Nagle zrozumiał, że nie ma nic do stracenia. Postąpił krok w kierunku Hope. - Chciałabyś, żeby to była prawda. Przykro mi, mamuśka, ale przegrałaś. Kochamy się i zamierzamy być razem. Na zawsze, niezależnie ci się to podoba, czy nie.